środa, 9 października 2013

PPP (3), czyli my tu gadu-gadu

Z diagnozą od psychiatry w garści zadzwoniłam do PPP na Czajkowskiego. Pani, z którą rozmawiałam, zastrzegała się że ona nic nie wie, ale żebym zadzwoniła nazajutrz, to będzie właściwa pani, a w ogóle to muszę napisać pisemko do poprzedniej poradni z prośbą o przekazanie dokumentacji. To mnie minimalnie zirytowało (jeszcze jeden utrudniający życie drobiazg, z którym trzeba się wpasować między naszymi wyjazdami, wakacyjną przerwą w poradniach, drzemkami Młodszego, przedszkolem Starszego itp.), ale Właściwa Pani nazajutrz już nic o tym nie wspominała, więc olałam.

Właściwa Pani okazała się psychologiem. Umówiła się z nami na dwa spotkania: jedno tylko ze mną, w celu przeprowadzenia wywiadu, na drugim miałam się pojawić z synem. Wywiad był fajny. Pani wyraźnie bardziej doświadczona niż ta, która przeprowadzała ze mną wywiad w poprzedniej poradni, chyba bardziej skupiona na tym co mówię (fakt, że nie rozpraszała jej koleżanka badająca dziecko za moimi plecami), miałam poczucie że mnie rozumie i wie, o czym mówię. Jak powtarzałam jakieś szczególnie fajne grypsy Starszego, to śmiała się razem ze mną. Też wprawdzie próbowała sondować, czy nie trzeba mi przypadkiem udzielić wsparcia w akceptacji diagnozy syna, ale szybko się wycofała (nic dziwnego, tym razem nie miałam kataru). Pożyczyła mi dwie książki na CD (które przejrzałam, ale chyba muszę w końcu porządnie przeczytać). I tyle, spotykamy się za dwa dni ze Starszym.