środa, 12 czerwca 2013

Przedszkola

Były trzy.

Najpierw właściwie nie przedszkole, ale zajęcia adaptacyjne dla niechodzących do przedszkola dzieci w wieku 2-4 lata, u pani Adeli (psycholożki). Raz w tygodniu trzy godziny, z początku w towarzystwie mamy, później stopniowo dzieci miały zostawać same. O dziwo - problemu z zostawaniem bez mamy Starszy nie miał. W ogóle żadnego. Tyle, że zostawiony zamiast bawić się z dziećmi (grupka ośmioosobowa) trzymał się na uboczu. Jeszcze do stolika do rysowania czasem siadał, ale wszelkie zabawy ruchowe w kółeczku odbywały się bez niego, zaszywał się w innym pokoju z książką. Chodził tam dość chętnie (z wyjątkiem ostatniego razu, kiedy się zbuntował), ale bez szczególnego entuzjazmu. Dopiero po czasie docenił, teraz  zapytany "to dokąd poślemy Młodszego do przedszkola?" odpowiedział rozpływającym się z rozczulenia głosem "do pani Adeli..."

Potem małe, prywatne "centrum rozwoju dziecka" (czy jakaś podobna nazwa - jak się nie jest oficjalnie przedszkolem ani punktem przedszkolnym, to coś trzeba na szyldzie napisać). Zalety: ośmioosobowa grupa i lokalizacja na sąsiedniej ulicy. Wady: niedokształcona kadra (wychowawczyni-studentka, pomoc po maturze która czasem sama prowadzi zajęcia, jak studentka jest na uczelni). To z takich widocznych na pierwszy rzut oka, bo potem różne jeszcze rzeczy powyłaziły. Tak czy owak, Starszy chodził tam coraz mniej chętnie - a jedyny pomysł, jaki przedszkole miało na rozwiązanie problemów adaptacyjnych, to przenieść go do grupy dwulatków (!).  W końcu wszyscy daliśmy sobie spokój.

W końcu wylądował w przedszkolu Montessori (psim swędem - pod koniec września napisałam maila, z głupia frant pytając o wolne miejsce, i okazało się, że akurat jest jedno od października...). I jest super! Owszem, bywa że oświadcza: "nie chcę iść do przedszkola!" Owszem, bywa, że nie bierze udziału w zajęciach. Owszem, odmawia noszenia kapci i jeżdżenia na wycieczki autokarem. Ale summa summarum podoba mu się. I - moim zdaniem - to działa, tzn. chłopak ewidentnie rozwija się społecznie, dostrzega kolegów (prawdę mówiąc, głównie koleżanki), ma do nich jakiś stosunek emocjonalny, pamięta kilka imion...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz